W książce The Millennium Maze, wydanej w 1992 roku, Stanley J. Grenz pisze o zmianie nastroju, jaka dokonała się w czasach współczesnych – od optymizmu opartego na wierze w postęp do głębokiego zwątpienia w przyszłość człowieka. [1]
Grenz zwraca uwagę na to, że fundament nowoczesnego światopoglądu Zachodu, oparty na przekonaniu o nieuchronnym rozwoju ludzkości, zaczyna się chwiać. To, co wydawało się niepodważalne – wiara, że nauka i technika poprowadzą nas ku lepszemu światu – zaczęło się rozpadać.
Z perspektywy dni, w których żyjemy, ten kryzys nie tylko się nie zakończył, ale pogłębił w niespotykanym dotąd stopniu
Od optymizmu do rozczarowania
XIX wiek był czasem wielkiego entuzjazmu. Słowo „postęp” stało się synonimem dobra i nadziei. Utopijne wizje – zarówno chrześcijańskie, jak i świeckie (jak marksizm) – zakładały, że świat zmierza ku doskonałości. Wierzono, że przyszłość będzie tylko lepsza, a katastroficzne myślenie należy do przeszłości.
Jednak XX wiek przyniósł brutalne przebudzenie: dwie wojny światowe, zimna wojna, Korea, Wietnam, Bliski Wschód, Bałkany, Afganistan i Irak obnażyły kruchość ludzkich marzeń o pokoju. XXI wiek nie przyniósł zmiany – wojny w Afganistanie i Iraku, konflikty na Ukrainie, Sudanie i Strefie Gazy pokazują, że człowiek wciąż nie potrafi przezwyciężyć własnej przemocy.
Do tego dochodzą nowe plagi i lęki epoki globalizacji: niedawna pandemia COVID-19 i lockdowny, widmo kolejnych wirusów, kryzysy ekologiczne i gospodarcze, rosnące napięcia społeczne oraz coraz bardziej realna groźba wojny nuklearnej.
Dziś wielu ludzi żyje ze świadomością, że świat może się skończyć – i nie jest to już metafora, lecz realna możliwość.
Nowy wymiar pesymizmu: era sztucznej inteligencji
W ostatnich latach pesymizm zyskał nowy wymiar — technologiczny. Rozwój sztucznej inteligencji, który jeszcze niedawno budził fascynację, dziś coraz częściej rodzi lęk. Obawy o utratę miejsc pracy, dehumanizację społeczeństwa i niekontrolowany rozwój systemów przewyższających ludzkie zdolności stają się coraz powszechniejsze.
Coraz częściej mówi się o „końcu pracy” — świecie, w którym człowiek nie jest już potrzebny do produkcji, tworzenia ani nawet do myślenia. Zamiast radości z postępu pojawia się niepokój o to, że technologia, która miała nas uwolnić, odbierze nam nasze miejsce w świecie.
Niektórzy naukowcy i futuryści ostrzegają, że sztuczna inteligencja może stać się siłą, której człowiek nie będzie w stanie kontrolować. Wizje „końca ludzkości” — dawniej domena science fiction — dziś pojawiają się w raportach poważnych instytutów badawczych. Utrata pracy, tożsamości i sensu może doprowadzić do duchowego kryzysu na skalę globalną.
Kultura narcyzmu i utrata nadziei
W kontekście tego, o czym tu mówimy, warto wspomnieć również o refleksjach Christophera Lascha, który naszą współczesność nazywa kulturą narcyzmu — epoką, w której człowiek zagubił się, tracąc odniesienie do Boga i wymiar duchowy. [2] Człowiek naszych czasów nie żyje już w odniesieniu do przeszłości ani do przyszłych pokoleń. Przestał wierzyć, że historia ma sens i że jego życie ma znaczenie wykraczające poza chwilę obecną. W miejsce dawnych ideałów – pracy, poświęcenia, wiary czy wspólnoty – pojawiło się dążenie do dobrego samopoczucia, zdrowia i psychicznego komfortu.
Współczesny człowiek nie oczekuje już zbawienia ani odrodzenia dawnego porządku, lecz szuka jedynie ulotnego poczucia szczęścia i emocjonalnego bezpieczeństwa. Życie chwilą i dla siebie stało się jego nadrzędnym celem.
Narcyzm, o którym pisze Lasch, nie jest więc jedynie indywidualną cechą, lecz duchem epoki. To kultura skupiona na „ja”, oderwana od historii i pozbawiona nadziei. W świecie, który zapomniał o tym, co wieczne, człowiek nie znajduje już sensu w Bogu ani w przyszłości — dlatego zwraca się ku samemu sobie. Próbuje sam nadać znaczenie własnemu życiu, szukając potwierdzenia swojej wartości w oczach innych, w mediach i w sieci. Jednak ta nieustanna autorefleksja nie prowadzi do poznania prawdy o sobie lub o życiu, lecz do poczucia pustki i beznadziei.
Szansa dla Kościoła
W tym mrocznym klimacie pesymizmu Kościół staje przed poważnym wyzwaniem – ale i ogromną szansą. Gdy świat traci wiarę w przyszłość, chrześcijańskie przesłanie o powrocie Chrystusa i odnowieniu wszystkiego nabiera nowej mocy. To, co dla „oświeconych” jednostek jeszcze niedawno było powodem do kpin, dziś brzmi jak jedyna sensowna nadzieja: historia skończy się nie przez katastrofę, ale przez powrót Zbawiciela.
Jeśli Chrześcijaństwo ma odpowiedzieć na duchowy kryzys naszych czasów, musi odnowić swoją jedność wokół tego, co najważniejsze — wokół osoby i powrotu Jezusa Chrystusa.
W świecie pogrążonym w pesymizmie naszą misją jest głoszenie tej nadziei, która nie opiera się na ludzkim postępie ani technologii, lecz na Bożej obietnicy. Lęk przed końcem ludzkości jest jedynie echem głębszej prawdy, że świat rzeczywiście zmierza ku końcowi. Dla wierzących jednak ten koniec stanie się początkiem nowego życia w Bożej obecności.
Tym samym, jako chrześcijanie nie powinniśmy uciekać przed pesymizmem współczesnego świata, lecz ‘wchodzić’ w jego środek, by głosić powrót Pana oraz nadejście Królestwa Bożego.
Źródło i istotę naszej nadziei odnajdujemy w słowach modlitwy, które Pan Jezus przekazał swoim uczniom: „Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech świętość otacza Twe imię. Niech Twoje Królestwo nastanie i Twoja wola ziemią zawładnie tak, jak włada niebem.” (Mat 6:9-10)
Przypisy
[1] Stanley J. Grenz, The Millennial Maze: Sorting Out Evangelical Options (Downers Grove, IL: InterVarsity Press, 1992).
[2] Christopher Lasch, The Culture of Narcissism: American Life in an Age of Diminishing Expectations (New York: W. W. Norton & Company, 2018).